Pan Marian i pierwsze ofiary smogu w Jakubikach

W naszym domu były dwie stare kuchnie. Pierwszej zimy ogrzewały nas dzielnie, ale głośno wołały o remont. Pozapadane i popękane płyty, szczerbate ruszta, zapchane sadzą kanały. Każde rozpalenie wiązało się z gruntownym wietrzeniem chaty, bo zanim złapały prawidłowy ciąg – kopciły niemiłosiernie. Przy mrozie -20 – zdecydowanie nie polecam. No a poza tym – po co nam u diabła dwie kuchnie? Zdecydowaliśmy: budujemy nowe piece. Kuchnię w kuchni remontujemy i dokładamy duchówkę, a kuchnię w sypialni przerabiamy na piec hermetyczny.

Piece ponad wszystko!

Z rozmysłem zdecydowaliśmy się na pozostanie przy tej starodawnej technologii grzewczej. Po pierwsze: działa świetnie, nawet przy zdezelowanych paleniskach. Nawet w największe mrozy dom w trzy godziny robił się cieplutki tak, że można było latać półnago. A po drugie: nowoczesny piec CO, z tymi wszystkimi rurkami i kaloryferami, w wiejskiej chacie, pasowałby jak pięść do nosa. I jeszcze konieczność zepsucia bryły domku dodatkowym pomieszczeniem na kotłownię. Piece są piękne, po prostu! Można się o nie oprzeć i ogrzać zadek, powiesić na nich ręcznik lub szlafrok, który rano jest przyjemnie cieplutki. Słychać i widać ogień, którego blask pełza po ścianach, wyzierając ze szpar między fajerkami. Już po pierwszej nocy wiedzieliśmy, że chcemy się grzać tylko w ten sposób. Podobnego zdania był nasz pies. A jego opinii nie można ignorować.

stara kuchnia kaflowa i śpiący pies
Ja na rozgrzanych kaflach nie utrzymam ręki dłużej niż kilka sekund. Ozor przesypia tak całe dnie i noce. Prawdę mówiąc, kiedy jest napalone w piecach, trudno go nawet wygonić na spacer.
stara kuchnia kaflowa, piec i pies
Piec i pies, nawet brzmią podobnie. Przypadek? Nie sądzę!

Prędko rozpuściliśmy zatem po okolicy wici: potrzebny zdun, najchętniej niemłody, żeby znał swój fach. Kogo nie spytać – kierował nas do mitycznego Pana Mariana z Kosowa. Rzecz jasna, wiekowi zdunowie nie posiadają telefonów. Do zduna chadza się we własnej osobie, dom z kapliczką w ogródku, przy drodze na cmentarz. I wcale nie jest łatwo go zastać. To nie miejski fachowiec, który nie rozstaje się z komórką i jest ciągle w pędzie. Pan Marian ma kury, które wydziobały trawę na podwórzu do ostatniego źdźbła, i które ciągle są głodne, więc trzeba podsypać im ziarna. Pan Marian jest poważaną personą w miasteczku, i jak pojedzie na rowerze po zakupy, to przepada na wiele godzin, bo z każdą spotkaną osobą musi zamienić choć kilka słów (a szczególnie z paniami). Jednak gdy w końcu zastałem Pana Mariana i na przybicie targu uścisnął mi dłoń łapskiem wielkim jak bochen chleba, wiedziałem, że zleciłem pracę właściwemu człowiekowi.

zdun wyrabia glinę

rozbiórka starego pieca
Gdzie są moje piece???

Pan Marian

Dzień Pana Mariana w pracy (i jego dzielnego pomocnika, zresztą rodzonego brata, Pana Henryka) to jak hymn na cześć zduńskiego fachu. W wykonaniu, uwaga, osiemdziesięciodwulatka. O 8 rano Pan Marian wysiada z auta, stękając i sapiąc i klnie przyjęte zlecenie. Na co mi to było, cholerna robota, nie na moje stare gnaty! I po co to komu, w domu było siedzieć, sam diabeł mnie podkusił! Następnie Pan Marian wspina się z trudem na cztery schodki tarasu. Obserwatora słabej wiary od razu dopadłyby wątpliwości. A może nie da rady? A może już nie powinien? A co będzie, jak wykorkuje przy pracy?

Jednak Pan Marian przywdziewa strój roboczy i wtedy następuje cudowne przeistoczenie. Nagle kolana przestają trzeszczeć. Głos staje się silny, ruchy pewne. I od 8 do 12.00 pracy nie mąci nic. Wtedy jest czas na pierwszą szklaneczkę piwa. Potem jeszcze godzina pracy i obiad, a do obiadu druga szklaneczka. A potem znowu robota, do szóstej, albo i siódmej, aż praca zostanie doprowadzona do zaplanowanego rano etapu. 10 godzin pracy takiej, że furkot słychać aż w sąsiednich obejściach! Wszystko oczywiście wśród utyskiwań na przeklętą zduńską dolę, na krzywe kafle, na zalepiającą gardło sadzę, na glinę zbyt rzadką lub zbyt gęstą. I ani chwili przystanku! Mam wrażenie, że gdyby Pan Marian przestał pracować, nie pożyłby dłużej, niż miesiąc. On jest swoją pracą.

zdun wyrabia glinęzdun muruje piec kaflowy hermetyczny

nowa kuchnia kaflowa i kociołek centralnego ogrzewania
W kuchni kaflowej zainstalowaliśmy również kociołek, który zasili kaloryfery na strychu. Jesteśmy kaflowymi ortodoksami, nie będzie w chatce żadnego innego źródła ciepła.

Pan Marian uczył się murować piece na nowopowstającym warszawskim Muranowie, a przez kolejne pięćdziesiąt lat wymurował chyba wszystkie piece w gminie Kosów Lacki. I wciąż jest rozchwytywany. Dobijają się do niego zarówno starzy gospodarze, potrzebujący napraw lub remontów, jak i mieszczuchy szykujący swe letnie rezydencje w stylu rusytkalnym. Ale o względy Pana Mariana nie jest łatwo. Gdy ktoś zanadto się targuje, albo inaczej zajdzie mu za skórę – zostaje z rozgrzebanym piecem. Ot, jak choćby pewna mieszczka, która postanowiła sprawdzić uczciwość zduna, zostawiając w domu na widoku gotówkę i złoty pierścionek.

Lepiej nie igrać ze zdunem, bo znaleźć drugiego nie jest tak łatwo. Zwykły murarz może i wymuruje ładnie kafle, ale prowadzenie kanałów to już inna para kaloszy. Dziś pan Marian ma osiemdziesiąt dwa lata i każde zlecenie traktuje, jakby miało być tym ostatnim. A najbardziej boli go, że nie ma żadnego ucznia. Jemu przydałby się pomocnik, a ten mógłby się uczyć zawodu od prawdziwego mistrza. Ale dzisiaj nikt nie chce taplać się w sadzy i glinie.  Za ciężka robota, mimo że klienci walą drzwiami i oknami, by budować im nowe piece i kuchnie. Pytanie tylko, jak długo…

Zdunowie kuchnia kaflowa

Ofiary smogu

Nowe piece Pan Marian wymurował jak się patrzy. Palą, aż huczy. W domu ciepło, jak w uchu. Wszystko byłoby wspaniale. Gdyby nie to, że tej zimy pojawił się on. Smog. I teraz, za każdym razem gdy palimy z Kamilą w piecu – palimy, jakby miał to być nasz ostatni raz. Żeby nie było, palimy suchym drewnem i dobrym węglem, metodą górnego spalania. Dymu z komina niemal nie widać. Ale grzejąc się przy piecach zaczytujemy się Dziennikiem Ustaw i czekamy na nadciągający wielkimi krokami ich koniec. Przeczuwamy, że prędzej czy później nadejdzie.

nowe piece, nowa kuchnia kaflowa z duchówką

nowe piece

nowy piec hermetyczny

zdun i nowy piec kaflowy hermetyczny

I co my do diaska mamy zrobić z tymi piecami???

3 thoughts on “Pan Marian i pierwsze ofiary smogu w Jakubikach

  1. Olo,pieknie opowiadasz.Ciesze sie bardzo ze poznalam Ciebie I Kamile
    Zawitalam w Waszym domu ,piece widzialam.Na ganku jadlam I pilam.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.