Dziś postanowiliśmy uraczyć Was krótkim poradnikiem, jak napełnić serce gospodarzy prawdziwą radością i sprawić, by często wspominali waszą wizytę. I nie mówimy tu o krotochwilnych psikusach w rodzaju zrobienia kupy do szuflady bądź zapchaniu kanalizacji. Istnieje dużo lepszy sposób, by stać się obiektem życzliwego wspomnienia: kwietne niespodzianki, które ultrahipsterzy nazwaliby z angielska flower bombing. To, że publikujemy ten poradnik akurat teraz, szykując się na majówkowy najazd gości, to zupełny przypadek, nie bierzcie sobie tego do serca. Wy tak wcale nie musicie.
Kwietne niespodzianki
Podczas ostatniej jesiennej wizyty Anetka pomagała nam uporządkować podwórko. Cały dzień grabiliśmy, pieliliśmy i sadziliśmy pod dyktando naszego rolniczego consigliere. Wreszcie uznaliśmy, że robota skończona i można wracać do chaty. Dobrze dobrze, wy idźcie, a ja mam tu jeszcze coś do zrobienia – z szelmowskim uśmiechem stwierdziła Anetka. W uszach zadźwięczało nam staropolskie „daj, ać ja pobruszę, a ty poczywaj”, i z tą językoznawczą refleksją oddaliśmy się paleniu w kuchni i gotowaniu strawy.
Po jakimś czasie Anetka wróciła, bardzo zadowolona z siebie i oddaliśmy się społem wieczornym rozrywkom (było to, zdaje się, konstruowanie budek dla sikorek). Skończyła się jesień, nastała zima, a gdy cofała się już głęboko w pozornym odwrocie, na początku kwietnia przyjechaliśmy na Złotą Górkę z pierwszą wiosenną wizytą.
Wiosny nie dało się nie zauważyć. Można powiedzieć, że się o nią potknęliśmy. Już przed furtką, po obu stronach bramy prężyły się dumnie tulipany! Naprawdę, trudno sobie wyobrazić piękniejsze wiosenne powitanie!
Ogródek spontaniczny
Uwielbiamy kwiaty, szczególnie te bezobsługowe, które sadzi się raz, a potem rosną same przez wiele lat. Tym bardziej, że na razie nawet tu nie mieszkamy, jesteśmy na razie ciągle na etapie przygotowawczym. Niemniej zadbanie o zieleninę i habazie w obejściu od razu stało się jednym z naszych priorytetów. Frajerstwem byłoby z tym czekać, aż wszystko będzie gotowe. Po pierwsze, ten etap może nie nastąpić nigdy. A po drugie, o ileż przyjemniej będzie się wprowadzać do wesołego, kolorowego i pachnącego podwórka! A wszelka zielenina wymaga czasu i cierpliwości. I nie chodzi tu nawet o drzewa, bo to oczywiste.
Jarzębiną czy kasztanem cieszyć się będziemy tak naprawdę dopiero na starość. Bez czy jaśmin również wymagają przynajmniej marnych kilku lat, żeby stać się dorosłymi, soczystymi krzewami, które uginają się od ciężaru kwiatów. Ale nawet taki głupi kwiatek jak peonia/piwonia (mowa o tych pięknych, białych lub różowych kwiatowych kulkach, które z czasem pięknie się rozwijają, a płatków mają z dziesięć razy więcej, niż jakaś przereklamowana róża). Nie dość, że jest kapryśna, nie lubi przesadzania, a wymogi stanowiskowe ma jak francuski piesek, to też kwitnie najmarniej po dwóch latach. Tak samo malwy.
Jest jeszcze jeden czynnik, który bierzemy pod uwagę. Roślinki muszą być też odporne i samodzielne. Na podwórku ciągle toczą się rozmaite roboty, my zaglądamy tutaj od przypadku do przypadku. Nikt tu nie będzie się z nimi patyczkował. Muszą więc sobie radzić same: być odporne na zagłuszanie przez chwasty, na warunki atmosferyczne i niezbyt wymagające w stosunku do gleby.
Świetnym przykładem ogromnej woli przetrwania jest pewien tajemniczy sukulent, o nie ustalonej jeszcze przez nas nazwie, który przetrwał dwukrotne przesadzenie, następnie wytrzymał kilka miesięcy przygnieciony eternitem, by wreszcie odbić w środku malinowego chruśniaka, który założyliśmy na jego byłym siedlisku.
Harmonia
Staramy się, żeby roślinkom i zwierzętom było tu z nami dobrze. I chyba jest rzeczywiście całkiem w porządku. Zielenina przyjmuje się i rośnie, ptaszki ćwiergolą, kury i koty przychodzą na podwórko. Tylko bocian ciągle nie chce u nas zamieszkać, ale wierzymy, że to tylko kwestia czasu. Zaś kwietne niespodzianki sprawiły, że tej wiosny nasz ogród spontaniczny rozkwita jeszcze piękniej.
A Wy, co posadzilibyście w naszym ogrodzie? Propozycje roślin wieloletnich i nie wymagających zbyt wiele od życia wpisujcie w komentarzach. Miejsca na podwórku mamy jeszcze całe mnóstwo!
Witam, a bocian na nowym gnieździe jest?
Kilka już próbowało usiąść, ale Wredny je od razu przegania.
To niedobrze. Ja już drugi sezon czekam na boćka, sporo się kręci wokół gniazda ale dotąd też jest puste.