Od roku studiuję podyplomowe rolnictwo na SGGW. W towarzystwie miejskich hipsterów jest to niebywały powód do lansu, ale przyczyna jest bardziej prozaiczna. Jako że nie wywodzę się z rolniczej rodziny i nie mogę legitymować się póki co pięcioletnim doświadczeniem w prowadzeniu gospodarstwa, studia to jedyna droga, by jako rolnik wykwalifikowany móc się ubiegać o udział w unijnych projektach Programu Rozwoju Obszarów Wiejskich. Ale przecież nie studia czynią rolnika! Jako że oprócz łąk i pastwisk posiadam też blisko dwa hektary ziemi ornej, nie mogłem przecież pozwolić, by leżała odłogiem. Pora zatem na mój rolniczy pierwszy raz!
Mimo, że jestem rolnikiem gołodupcem i z rolniczych atrybutów mam póki co tylko widły (ale bez trzonka) – mam już za sobą debiut. Sam nie zdziałałbym wiele, ale we wsi zawiązało się małe kółko samopomocy i razem z Luckiem (wapnowanie), Adamem (orka) i Pawłem (bronowanie i siew) po raz pierwszy w życiu uprawiłem swój własny kawałek ziemi!
Wysiałem żyto (specjalna odmiana zielonkowa, Pastar) z wyką (dodatek rośliny motylkowej dla wzbogacenia ziemi w naturalny azot), z przeznaczeniem na wczesną wiosenną zielonkę. Pod koniec kwietnia na łąkach będzie jeszcze mało co, a ja będę mógł obdarować sąsiadów kilkudziesięcioma belami świeżej pachnącej paszy. Myślę, że ryk szczęśliwych krów będzie niósł się daleko.
Ta uprawa to tylko przygrywka, dla nabrania wprawy i przygotowania pola. Po zbiorze ściernisko przyoram i w połowie maja planuję zasiać słonecznik ozdobny, na kwiaty. Nie nie, nic się nie zmieniło, zamierzam specjalizować się z kozach i przetwórstwie. Ale te słoneczniki to element pewnego planu. O szczegółach za jakiś czas.
Czekamy na relacje z pierwszych zbiorów!
Jestes moim idolem 🙂